Dawid Z. płakał, że zniszczono dorobek jego rocznej pracy. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego ktoś go prześladuje. Z. przyjechał do Polski kilka lat temu. Wcześniej mieszkał we Lwowie, a potem w Izraelu.
Wczoraj do prokuratury w Katowicach został doprowadzony mężczyzna, którego policja podejrzewa o spowodowanie pożaru. Okazał się nim... Dawid. Z. - Dowody, które udało nam się zebrać w tej sprawie, wskazują na to, że to on sam podpalił gabinet - mówi komisarz Magdalena Szymańska-Mizera, rzeczniczka katowickiej policji.
Prokuratura postawiła mu już w tej sprawie zarzuty. Za narażenie na niebezpieczeństwo mieszkańców kamienicy grożą mu nawet trzy lata więzienia. Na razie Z. nie został aresztowany. Prokuratura zastosowała wobec niego dozór policyjny, poręczenie majątkowe i zabroniła mu opuszczania Polski.
- W tej chwili wyjaśniamy jeszcze kwestię antysemickich napisów. Trwają ekspertyzy grafologiczne, które pozwolą nam ustalić, czy również one są autorstwa samego Z. - dowiedzieliśmy się w katowickiej policji.
Z naszych informacji wynika, że podczas przesłuchań Z. wszystkiemu zaprzeczał. Próbowaliśmy się wczoraj z nim skontaktować, ale nie było go w domu. - On tego nie zrobił. Był tylko na tyle głupi, że zgłosił się z tym do mediów - mówi kobieta, która odebrała telefon w domu Z.
Komentarze